Główny Szlak Wschodniobeskidzki

Główny Szlak Wschodniobeskidzki

Według autora popularnych przewodników Marka Motaka „Bieszczady to góry odludne, za to huczące od zwierzyny i duchów. Zieleń zdaje się tu zwyciężać z cywilizacją – pochłania resztki dawnych wsi, grobów i wiaduktów.

Na ogromnych połoninach i w opuszczonych dolinkach przychodzi co pewien czas do głowy myśl, że „życie jest gdzie indziej”. Ale w przewrotnym sensie: dopiero tam życie wydaje się prawdziwe. Wokół rozciągają się przepastne lasy, zwierzęta polują jak najbardziej serio, zdarzają się prawdziwe zbłądzenia na manowce – i ludzie sami z siebie stają się prawdziwsi”. Najlepszym sposobem na przekonanie się o prawdziwości tych słów jest wędrówka szlakiem czerwonym: z Komańczy do Wołosatego.

Główny szlak wschodniobeskidzki został wyznaczony w 1952r. przez ekipę wysłaną przez Komisję Turystyki Górskiej Zarządu Głównego PTTK. W wyprawie uczestniczyli Edward Moskała i Władysław Krygowski – autorzy wielu cennych publikacji traktujących o Bieszczadach. Właśnie oni, przedzierając się przez lasy pełne drapieżnych zwierząt, przy pomocy siekiery i farby znakowali trakt. W późniejszym okresie dokonano szeregu zmian m.in. w 1975r. został przedłużony do Rozsypańca (1273 m), a w 1984r. przedłużony do Wołosatego, ale rdzeń nakreślony przez wspomnianych pionierów turystyki pozostał nienaruszony. Obecnie szlak ma długość 92 km, a łączny czas potrzebny na jego przejście wynosi 36 godzin (co w praktyce oznacza 5 do 6 dni).

Dla potrzeb turystyki trakt został odpowiednio zagospodarowany. Posiada on oznakowanie pozwalające na doskonałą orientację w terenie, a na końcach poszczególnych odcinków znajdują się tablice informacyjne obrazujące przebieg trasy oraz określające czas potrzebny do jej przebycia. Brak urządzeń ułatwiających pokonanie szlaku (poręcze, schody, drabinki itp.), chociaż problematyzuje wędrówkę, to jednak podnosząc stopień trudności, wpływa pozytywnie na jego atrakcyjność. Niektóre etapy włóczęgi mogą być uciążliwe, nawet dla wprawionych turystów, gdyż od momentu utworzenia BPN tj. od 1973 roku, na obszarach chronionych przestano usuwać liczne „zawalidrogi”. W obrębie szlaku wschodniobeskidzkiego funkcjonuje baza noclegowo-gastronomiczna. Składają się na nią schroniska młodzieżowe, pola namiotowe oraz mnogie kwatery prywatne. Warunki pobytowe, oferowane przez tutejsze zaplecze turystyczne nie należą do luksusowych, ale są w stanie zaspokoić potrzeby wędrowca uciekającego przed cywilizacją.

Szlak czerwony jest stosunkowo trudny, a jego zdobywanie męczące, dlatego bardzo ważne jest umiejętne zaplanowanie wyprawy. Ekspedycję proponuję podzielić na kilka etapów, aby móc w pełni korzystać z walorów turystycznych tego obszaru. Oto chyba najlepszy i optymalny program pokonania traktu:
Komańcza – Cisna (29 km)
Cisna – Smerek – Brzegi Górne (31 km)
Brzegi Górne – Ustrzyki Górne (9 km)
Ustrzyki Górne – Halicz – Wołosate (23 km)

Poniżej znajduje się dokładny opis w rozbiciu na jednodniowe etapy. Każdy wędrowiec, który uciekając od cywilizacji, skorzysta z poniższego planu, nie pewinien czuć się zawiedziony. Wprawdzie nie można zagwarantować doskonałej pogody, ale bezpośredniego kontaktu z przyrodą i możliwości medytacji podczas długich przepraw nie zabraknie. Powodzenia!

Komańcza – Cisna 29 km; czas przejścia: 9-11 godzin
Tablica informująca o początku szlaku znajduje się na skrzyżowaniu koło kościółka katolickiego i stacji kolejowej (tory prowadzą z Zagórza do słowackiej granicy). Pierwszy odcinek wędrówki (Komańcza – Cisna) prowadzi przez masyw Wysokiego Działu. Trasa turystyczna po przekroczeniu rzeki Osławy, wiedzie terenami Ciśniańsko – Wetlińskiego Parku Krajobrazowego, mija dwie niewielkie osady: Prełuki i Duszatyń. W czasach intensywnej eksploatacji bieszczadzkich lasów przez malowniczą dolinę Osławy prowadziła wąskotorowa linia kolejowa mająca swe stacje również w wyżej wymienionych miejscowościach. Jej pozostałości w postaci wiaduktów i resztek torów, wkomponowane w górski krajobraz są doskonale widoczne i stanowią niezwykłą atrakcję wizualną. Podążając dalej wkraczamy w magiczny świat jedynej w swoim rodzaju przyrodniczej krainy. Kontakt z naturą w jej pierwotnym wydaniu może stać się dla turysty swoistym katharsis. Wśród Wieża triangulacyjna na szczycie Chryszczatejwspółczesnych osiągnięć cywilizacji próżno szukać zjawisk równie silnie oddziaływujących na człowieka. Szlak wspina się w coraz starszym i dzikszym lesie i przekracza liczne potoki. Na zboczu Chryszczatej (998 m n.p.m.) – najwyższego szczytu pasma zlokalizowany jest ścisły rezerwat przyrody nieożywionej „Zwiezło”.

W 1907 roku w wyniku procesów geologicznych powstało największe osuwisko kiedykolwiek rozpoznawane w Polsce oraz dwa pięknie usytuowane Jeziorka Duszatyńskie. Mieszkańcy okolicznych wiosek twierdzą, że „zanim góra się rozstąpiła, uderzyła w nią ognista kula”. Nigdy nie przeprowadzono badań sprawdzających czy ta osobliwość przyrodnicza nie została sprowokowana uderzeniem meteorytu. Kolejnym etapem wyprawy jest szczyt Chryszczata. Na wierzchołku kompletnie zalesionej góry stoi wysoki na 8 metrów, gładki, betonowy ostrosłup (wieża triangulacyjna). Stanowi on doskonały punkt widokowy, choć trochę strach nań wchodzić. Kierując się czerwonymi oznaczeniami docieramy do położonej nieco niżej Przełęczy Żebrak (812 m n.p.m.). Stanowiła ona umowną granicę między terenami Bojków i Łemków.

Z przesmykiem związana jest mroczna historia wędrownego żebraka, który nie znalazłszy schronienia po jednej stronie Wysokiego Działu zamierzał prawdopodobnie skorzystać z gościny osad łemkowskich. Nigdy nie dotarł do celu. Znaleziono go siedzącego na kamieniu w przełęczy – nie żył. Mimo że bieszczadzkie plemiona jak ognia bały się zmarłych i każdego podejrzewały o wampiryzm, nieszczęśliwy żebrak wzbudził powszechna sympatię, stając się patronem i opiekunem leśnego przesmyku. Wspinaczka na dalsze wzniesienia Jaworne (992 m n.p.m.) i Wołosań (1071 m n.p.m.) daje pełne wyobrażenie o dawnych puszczach karpackich. Chociaż otaczające kompleksy leśne już dawno utraciły dziewiczość i daleko im do prawdziwych mateczników można napotkać w nich niedźwiedzia, wilka lub żubra. Spotkanie oko w oko tymi zwierzętami może dostarczyć niezapomnianych wrażeń.

Warto nieznacznie zboczyć ze szlaku, aby dotrzeć za czarnymi znakami (dawny szlak wolnościowy) do miejscowości Jabłonki. Tu młody turysta ma szansę odwiedzić miejsca o historycznym znaczeniu. Tragicznym rozdziałem w dziejach Polski są krwawe walki prowadzone przez oddziały wojska polskiego z bojówkami UPA. Pamiątką pełnej znaków zapytania śmierci gen. Świerczewskiego jest monumentalny pomnik u podnóża góry nazwanej pseudonimem znanego ze starych pięćdziesięciozłotówek żołnierza – Walter.
Wracając na „czerwony trakt”, po zdobyciu kolejnych wzniesień zmęczony wędrowiec znajdzie nocleg w Cisnej.

Cisna – Brzegi Górne 31 km; Czas przejścia: 10-11 godzin
Następny fragment głównego wschodniobeskidzkiego szlaku wiedzie na południe od Cisnej na graniczne wzniesienie Okrąglik (1100 m n.p.m.). W celu osiągnięcia polsko-słowackiego wzgórza turysta zmuszony jest przeprawić się przez rzekę Solinkę i kilka mniejszych potoków. Wśród zdobywanych kolejno szczytów na uwagę zasługuje Małe Jasło (1102 m n.p.m.): oprócz punktu triangulacyjnego wyróżnia się charakterystycznym kształtem (dwa wierzchołki z trawiastym siodłem po środku). Na jego południowych zboczach, w wyższych partiach zakwita wiosną na jedynym znanym dotąd polskim stanowisku ciemiernik czerwonawy. „Starszy brat” wyżej opisywanej góry – Jasło (1158 m n.p.m.) jest wymieniany przez wytrawnych traperów jako miejsce, z którego roztacza się najpiękniejsza bieszczadzka panorama. Charakteryzuje się ona wyjątkowo pięknym wglądem na Smerek oraz Połoninę Wetlińską. Trzeba mieć jednak niebywałe szczęście do warunków atmosferycznych, aby móc ją podziwiać.

Po dotarciu na kopiastą kopułę Okraglika można bezkarnie dostać się na teren Słowacji i napić się wyśmienitego piwa w Ruskej Wsi (w dawnych czasach wiódł tędy szlak handlowy z Polski na Węgry, zwany baligrodzkim). Najbliższą osadą na trakcie jest Smerek. Oprócz sklepu i kiosków spożywczych znajduje się tu też kilka wież wiertniczych (niewielkie złoża ropy naftowej), które są tragicznym przykładem skażenia tego regionu przez przemysł wydobywczy. Z drugiej strony stanowią one jednak interesujący walor krajoznawczy.

Niesamowitym przeżyciem dla podróżnika przyzwyczajonego do chodników i utwardzanych dróg będzie przymusowe przekroczenie niemalże wpław, płytkiej co prawda, ale rwącej rzeczki Wetliny. Tym samym wędrowiec wkracza na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jest to jeden z największych parków narodowych w Polsce i jedyny, w którym w naturalnej równowadze żyją niezwykle liczne i bogate gatunkowo populacje zwierząt pierwotnej puszczy. Dzięki staraniom ekologów i systematycznemu powiększaniu powierzchni obszaru chronionego, udało się odtworzyć pełne cykle pokarmowe, z udziałem konsumentów najwyższego rzędu w postaci wielkich drapieżnych ssaków i ptaków. Nawiasem mówiąc, spotkanie z drapieżnikiem i salwowanie się ucieczką stanowi dobitną lekcję na temat odwiecznych praw natury i miejsca człowieka w przyrodzie.

W granicach BPN czerwony trakt jest dobrze oznakowany. Prowadząc cały czas lasem nieomylnie wiedzie na północny stok wyniosłego, trawiastego szczytu Smereka (1222 m n.p.m.). Wierzchołek góry składa się z dwóch stromych grzęd. Grzęda północna jest wyższa i posiada głęboki wręb (szczelinę tensyjną). Na grzędzie południowej znajduje się wielki, metalowy krzyż upamiętniający tragiczne wydarzenie z 1978 roku, kiedy to młody turysta został śmiertelnie rażony piorunem. Smerek należy do najefektowniejszych bieszczadzkich wzgórz. Nocą widać z niego doskonale łańcuch reflektorów na koronie zapory solińskiej. Wypady na „smereckie” powitanie wschodu słońca należą do żelaznego repertuaru zaawansowanego włóczęgi. Gasnące światła na tamie są niczym w porównaniu z pierwszymi promieniami słońca, zwiastującymi budzący się, nowy dzień. Ponownie uzmysławia to nam wyższość spektakli urządzanych przez przyrodę nad ludzkimi dokonaniami. Z kulminacji Smereka szlak zbiega wydeptaną wśród górskich muraw ścieżką do Przełęczy Orłowicza. Przesmyk swa nazwę zyskał w 1974 roku dla uczczenia pamięci wybitnego działacza turystyki i krajoznawstwa w Polsce, współorganizatora Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, Mieczysława Orłowicza (1881 – 1959). W tym miejscu krzyżuje się większość bieszczadzkich szlaków.

Podążając w dalszym ciągu za znakami czerwonymi traper wkracza w magiczny świat Połoniny Wetlińskiej. Ośmiokilometrowy odcinek wzniesień porastają bujne trawy oraz kilkadziesiąt gatunków kwiatów, które na przełomie czerwca i lipca pokrywają połoninę barwnym dywanem. Dwa główne czuby górskiej łąki Hnatowe Berdo (1187 m n.p.m.) i Roh (1255 m n.p.m.) są nieosiągalne, ponieważ szlak nie wspina się na nie przechodząc jedynie ich zboczami, a jak wiadomo ze ścieżek na terenach parków narodowych nie wolno zbaczać. Po dwóch godzinach marszu trasa dobiega do słynnej Schronisko na Połoninie Wetlińskiej Tawerny zwanej też Chatką Puchatka, czyli do schroniska PTTK. Obiekt został wzniesiony przez żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza przed 1950 rokiem, by, jak wieść głosi, obserwować imperialistyczne samoloty wiozące stonkę przeciw republice ludowej. Potem przez kilka lat budynkiem opiekowali się harcerze Chorągwi Krakowskiej, którzy organizowali obozy letnie.

Tak powstała „Republika Wetlińska” – jak potocznie nazywano zagrodę. Następnie przez jakiś czas chatka pozostawała bez gospodarza, aż zjawił się, pod koniec lat pięćdziesiątych, Lutek Pińczuk. „Trzeci kowboj PRL-u” (pierwszymi byli wspomniani już W. Krygowski i E. Moskała), łowca przygód i wspaniały gawędziarz przybył w poszukiwaniu samotności i nie zważając na trud życia w ciężkich warunkach zrujnowany domek doprowadził do stanu używalności. W 1968 roku Tawernę przejęło PTTK, a Lutek od tej pory piastuje zaszczytne stanowisko dyrektora i zarządcy obiektu. Obecnie schronisko oferuje 25 miejsc noclegowych, choć nie należy do tego przykładać zbyt wielkiej wagi – gdy brakuje miejsc za piątkę można się przespać. Wędrowiec może skorzystać z niewielkiego sklepiku spożywczego lub napić się gorącej herbaty. Jest to idealne miejsce dla zmęczonych cywilizacją, młodych turystów: nie ma tu telewizji, radia, nie docierają gazety. Jedyną rozrywkę stanowią rozmowy o dzikich, pionierskich czasach przeciągające się często do późnej nocy, w których prym wiedzie Pan Dyrektor. Od bazy PTTK-u czerwone prostokąty kierują wędrowca bardzo stromym zboczem do widocznej w dole Wielkiej Pętli. Zejście to jest szczególnie niebezpieczne podczas ulewnych deszczów, gdyż ulega wtedy kompletnemu rozmyciu. Leżąca przy szosie osada liczyła niegdyś około 100 zagród zamieszkiwanych wyłącznie przez Bojków. Dziś na Brzegi Górne składają się: pole namiotowe (do 300 osób), leśniczówka z punktem informacyjno-kasowym BPN, przystanek PKS i nic więcej. Miejscowość ta stwarza możliwość regeneracji sił i noclegu (bar i kwatery w leśniczówce) po wyczerpującym dniu.

Brzegi Górne – Ustrzyki Górne 9 km; czas przejścia: 3-5 godzin
Kolejny etap wycieczki głównym szlakiem wschodniobeskidzkim zaplanowaliśmy na długości dziewięciu kilometrów (ze względu na forsowne przeprawy w poprzednich dniach). Z Brzegów Górnych czerwony trakt wiedzie stromizną o nachyleniu dochodzącym do 70° na grań Połoniny Caryńskiej. Wędrowiec nie powinien za bardzo cieszyć się początkowym łagodnym podejściem, gdyż niebawem robi się stromo, a później nawet przeraźliwie stromo. Dlatego większość populacji do wspinaczki zaczyna używać również rąk. Górska łąka swą nazwę zawdzięcza „wymarłej” wsi Caryńskie leżącej niegdyś na jej północnym stoku.

Połonina ma 4 km długości, cztery wierzchołki i jest uznawana za najpiękniejszą w Bieszczadach. Na grzbiecie wyżynają się spod alpejskich muraw liczne skały, a południowe zbocza zaścielają pola grehotów. Pokonując kolejne czuby (1245 m n.p.m., 1297 m n.p.m., 1239 m n.p.m., 1148 m n.p.m.) podziwiać można rozpościerające się we wszystkich kierunkach efektowne widoki. W celu przekonania się o potędze przyrody warto przysiąść na jednym z wierzchołków i popatrzeć na „mróweczki” gramolące się w górę kilometry niżej (co dostarcza również niemałej satysfakcji). Czas przejścia grzbietu zależy wyłącznie od wydolności wysiłkowej organizmu turysty – od 40 minut (murowana rozedma i mroczki przed oczami) do 2 godzin. Zejście z połoniny nie należy do najprzyjemniejszych. Drogę często zagradzają powalone, olbrzymie, ponad stuletnie drzewa, które nie są usuwane od momentu utworzenia BPN w 1973 roku.

Po przekroczeniu potoku Wołosaty ścieżka dociera do Ustrzyk Górnych – stolicy polskiego Dzikiego Zachodu. Miejscowość posiada bardzo bogatą historię. Pochodzenie samej nazwy jest wielce ciekawe: wywodzi się ona od pierwszych właścicieli wsi – rodziny Ustrzyckich. W XVII w zamienili się nimi ze Skarbem Królestwa Polskiego na Ustrzyki Dolne kolejny raz uwieczniając swe nazwisko na mapie. W latach swojej świetności osada liczyła ponad 500 mieszkańców i miała 4,5 km długości. Niestety podczas, przeprowadzonej w latach powojennych, akcji „Wisła” Ustrzyki straciły wszystkich mieszkańców. Powtórna kolonizacja nastąpiła dopiero w latach 60-tych, kiedy na opustoszałe, dzikie pola zaczęli ściągać z całej Polski najróżniejsi outsiderzy, ludzie poszukujący lub szczęśliwi posiadacze swojego sposobu na życie, który tu, w spokoju, chcieli realizować. Przylgnęło do nich miano bieszczadników, stali się legendą, żyjąc po swojemu, po kowbojsku, po trapersku, ale zawsze swobodnie i oryginalnie. W dzisiejszych czasach Ustrzyki Górne żyją z turystów i turystyki. Posiadają doskonale zorganizowane zaplecze noclegowo-gastronomiczne: dwa hotele (jeden PTTK-u, drugi BPN), schronisko młodzieżowe, szereg kwater prywatnych i słynny Kemping nr 150 (założony przez Lutka Pińczuka). W sezonie liczne restauracyjki, bary i dyskoteki przyciągają rzesze turystów, dlatego proponujemy nocleg w położonym na uboczu ośrodku turystyczno-rekolekcyjnym Duszpasterstwa Młodzieżowego, gdzie w prymitywnych, drewnianych domkach, na twardych posłaniach można snuć plany na następny dzień. Jeżeli przeprawa przez Połoninę Caryńską nie okazała się nazbyt męcząca warto zaryzykować wyprawę na Kremenaros (1221 m n.p.m.).

Na górę wiedzie szlak niebieski, biegnący poprzez Puszczę Bukową i najwyższe wzniesienie pasma granicznego – Wielką Rawkę (1304 m n.p.m.). Podejście wymaga sporego wysiłku, który rekompensowany jest przez ukontentowanie następujące w momencie ujrzenia trójkątnej, betonowej piramidki – miejsca, w którym schodzą się granice Polski, Słowacji i Ukrainy. Należy nadmienić, że pogranicznicy ukraińscy za każda pojmaną osobę, która nielegalnie wkroczyła na terytorium ich państwa otrzymują jeden dzień urlopu, często zdarzały się więc przypadki „przeciągania” turystów na ukraińską stronę. Dla wytrawnego wędrowca wycieczka w to spektakularne miejsce zajmuje około 4 godzin. Obstajemy za tym, aby po powrocie do Ustrzyk Górnych, wcześnie udać się na spoczynek, gdyż następny dzień obfity będzie w wyczerpujące wspinaczki.

Ustrzyki Górne – Wołosate 23 km; czas przejścia: 9-10 godzin
Ostatni odcinek czerwonego szlaku stanowi swoiste wyzwanie dla turystów. Obejmuje on najwyższe szczyty Bieszczadów m.in. Tarnicę (1346 m n.p.m.) i Halicz (1333 m n.p.m.). Trasa eskapady zaczyna się przy punkcie informacyjno-kasowym BPN i wiedzie wznosząc się łagodnie opodal niegdysiejszych kamieniołomów. Podążając po coraz trudniejszym, zalesionym terenie można często usłyszeć odgłosy oraz zobaczyć wspaniałe okazy jeleni. Pierwszą „przeszkodą” w drodze ku „koronie Beskidu Wschodniego” jest stromy stok Szerokiego Wierchu.

Po pokonaniu niemałej różnicy wysokości szlak dociera na pierwszy wierzchołek (1268 m n.p.m.) rozległej góry. Jest to dobre miejsce na zasłużony odpoczynek, autorzy radzą jednak zmusić się do wysiłku i nie ustawać we wspinaczce, gdyż Szeroki Wierch z perspektywy zdobywającego go piechura jest szeroki nie na szerokość, lecz na długość. Po raz kolejny można przekonać się więc, że w konfrontacji człowiek – natura, zwycięstwo gatunku ludzkiego zawsze okupione będzie ogromnym nakładem sił i bólem (zadyszka i odciski na stopach). Najwyższy szczyt rzeczonej góry (1315 m n.p.m.) jest przepustką do obiektu pożądania wszystkich bieszczadzkich górołazów. Nazwa Tarnicy, bo to o niej mowa, pochodzi z języka rumuńskiego i oznacza „siodło”, które przypomina sylwetka szczytu widziana z Wołosatego. W najwyższym punkcie góry stoi wielki, stalowy krzyż upamiętniający pobyt księdza Karola Wojtyły w 1954 roku. Ufundowany został przez okolicznych mieszkańców z okazji pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny w 1987 roku. Roztacza się stąd widok nie tylko na okoliczne szczyty i położone w dolinie Ustrzyki, ale również na ukraińską część Bieszczadów. Częstymi gośćmi na szczycie są członkowie dwóch niedźwiedzich rodzin zamieszkujących okolice źródeł rzeczki Wołosatki u podnóża „Siodła”.

Kolejnym gigantem na trakcie jest Halicz. W dawnych czasach na czubie spotykały się granice Polski, Węgier i Rusi. Szczyt spowija mroczna sława – mieszkańcy Dzikiego Zachodu twierdzą, że w XVIII w. miały tu miejsce egzekucje zbójników polskich (beskidników) i węgierskich (tołhajów), a po II wojnie światowej UPA ustawiła tu szubienice do wieszania ukraińskich chłopów oskarżonych o lojalność wobec „nadwiślańskiego kraju”.

Nieszczęśnicy, którzy kończyli tu swą ziemską egzystencje, przy dobrej pogodzie mogli, przed śmiercią, cieszyć się wspaniałym pejzażem doliny górnego Sanu. Niższy pik góry zwany Wołowym uzyskał swe miano dzięki intensywnemu wypasowi na jego łąkach wołów rasy werychowskiej. Jeszcze w latach wojennych pasło się tu średnio 1000 sztuk bydła. Przez Halicz przebiegał odcinek szlaku niebieskiego, wyznaczony w 1933 roku przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Pierwsza w regionie trasa turystyczna prowadziła do Sianek na Przełęczy Użockiej. Przed wojną wieś liczyła 1500 mieszkańców i oferowała doskonałe tereny narciarskie z infrastrukturą turystyczną, stanowiąc odpowiednik Zakopanego w Karpatach Wschodnich. W 1946 roku podzieliła los większości bieszczadzkich osad – została zniszczona i pozbawiona mieszkańców (oddziały NKWD wywiozły ich w głąb ZSRR).

Obecnie do Sianek nie prowadzi z tego miejsca żadna droga, a czerwony szlak skręca na Rozsypaniec (1280 m n.p.m.). Trudno tu wyróżnić właściwą kulminację, bo góra, jak sama nazwa wskazuje, jakby rozpadła się na skalne odłamy. Z naszpikowanego grehotami stoku wędrowiec schodzi do przygranicznej Przełęczy Bukowskiej, skąd do Wołosatego wiedzie wąska, asfaltowa szosa. Osada stanowi prawdziwie zaciszne miejsce, oprócz posterunku straży granicznej znajduje się tam Zachowawcza Hodowla Konia Huculskiego. Stadnina mieści się w kompleksie hangarów będących kiedyś częścią sławetnego gospodarstwa „Igloopol”. Konie (35 sztuk) ćwiczą się tu w samodzielności – rano można je zobaczyć jak maszerują na pastwisko pod Tarnicą, zaś pod wieczór wracają spacerkiem same skrajem szosy do stajni. Ssaki te są doskonale przystosowane do tutejszych warunków. Posiadają sierść chroniącą przed górskimi mrozami, potrafią zdobywać pożywienie nawet w trudnych warunkach oraz bronić się przed drapieżnikami.

Niebywałą atrakcję stanowi przejażdżka po trawiastych wzgórzach na grzbiecie kosmatego zwierzęcia. Można choć przez chwilę poczuć się, jak Lutek Pińczuk na swym wierzchowcu odkrywający dzikie tereny. W Wołosatem znajduje się tablica informująca o zakończeniu głównego szlaku wschodnio-beskidzkiego. Wracając do Ustrzyk Górnych warto zboczyć z drogi na ścieżkę przyrodniczą „Salamandra”, która na długości 4 km daje sposobność zapoznania się z unikalnymi przedstawicielami karpackiej flory i fauny. Autorom udało się napotkać rzeczoną salamandrę plamistą oraz wspaniały okaz żmiji czarnej, dostarczając sobie tym samym dodatkowego tematu do wieczornych rozmów przy kufelku grzanego piwa z korzeniami.

Ocena atrakcyjności szlaku
Główny szlak wschodniobeskidzki, na długości 92 km, przeprowadza turystę przez wszystkie typy bieszczadzkiej przyrody i tym samym stanowi swoisty przegląd naturalnego środowiska tego regionu. Przedzierając się przez „pierwotną” puszczę i krocząc pośród górskich łąk, podróżnik może zdobywać kolejne wzniesienia, obserwować dzikie zwierzęta…

Różnorodność i bogactwo przyrody oraz możliwość bezpośredniego z nią kontaktu są czynnikami sprzyjającymi odprężeniu i relaksowi, co w dzisiejszych czasach jest dla turystów szczególnie ważne. Właśnie dlatego autorzy powyższej pracy bardzo wysoko oceniają atrakcyjność opisanego szlaku.

Perspektywy na przyszłość
Region bieszczadzki to obszar posiadający burzliwą, ale bardzo ciekawą przeszłość. Nierozważne działanie człowieka często zagrażało „krainie połonin”. Intensywna gospodarka rolna prowadzona przez kombinat „Igloopol”, a wcześniej ogromne zniszczenia dokonane podczas wojny i walk z UPA, miały negatywny wpływ na środowisko naturalne Bieszczadów. Kolejnym nieprzemyślanym próbom położono kres tworząc Bieszczadzki Park Narodowy (1973 r.).
Dzisiaj, w związku z ciągłym powiększaniem otuliny obszaru chronionego, systematycznie oddala się cywilizację od serca tej krainy. Aktualnie jedyne zagrożenie dla przyrody mogą stanowić nieodpowiedzialni turyści. Dlatego dyrekcja BPN organizuje szkolenia uświadamiające konieczność ochrony środowiska oraz propagujące odpowiednie zachowywanie się podczas wędrówki.Mam nadzieję, że powyższe działania przyniosą zamierzony efekt i główny szlak wschodniobeskidzki będzie nadal uzmysławiał piękno Bieszczadów – miejsca, do którego cywilizacja nie ma wstępu.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz